Nazywam się Krzysztof Sondej
Uwielbiam latać, podejmować wyzwania i spełniać – nie tylko swoje – marzenia.
Zamiast narzekać - dokształcam się, szukam rozwiązań, próbuję, inspiruję, działam i kreuję.
Imponuje mi prawda i profesjonalizm, dlatego „powoli, lecz wytrwale, dążę do doskonałości”. Pokora, szczerość, uczciwość, szacunek dla drugiego człowieka – to moje kolejne, życiowe drogowskazy.
Pochodzę z Kijewa Królewskiego – niewielkiej wioski, gdzie uczęszczałem do szkoły podstawowej, a po jej ukończeniu kształciłem się w Liceum Ogólnokształcącym im. M. Kopernika w Chełmnie. Po otrzymaniu świadectwa maturalnego, ku przerażeniu rodziców, wybrałem się „na koniec świata”, czyli do Rzeszowa, by studiować na tamtejszej politechnice. Wybrałem tę uczelnię, bo w ówczesnych czasach była jedyną, cywilną placówką z wydziałem lotniczym i specjalnością „pilotaż”. A przecież chciałem być pilotem, więc…
Okres studenckich wzlotów i upadków wspominam nie tylko jako czas czytania książek, w których głównymi bohaterami byli panowie X, Y i Z, zakuwania i zdawania egzaminów, ale również jako czas specyficznych „lekcji życia”. To właśnie tam nauczyłem się między innymi wytrwałości i konsekwencji, gdy po oblanym kolokwium albo egzaminie wbijałem sobie do głowy hasło „dopóki dziekan mnie stąd nie wyrzuci, sam na pewno nie zrezygnuję…” i maszerowałem na poprawkę, i zaliczałem kolejny semestr, kolejny rok. W Ośrodku Kształcenia Lotniczego w Jasionce niesamowitej cierpliwości nauczył mnie z kolei symulator, który dosłownie co chwilę się psuł, czego efektem było okropnie przedłużające się szkolenie IFR/ME. Szczęśliwie, po wielu tygodniach latania symulatorowego, wsiadłem wreszcie do prawdziwego samolotu, czyli „Mewy”, wykonałem niezbędne loty szkolne, zdałem egzaminy teoretyczne, praktyczne, kończąc tym samym Politechnikę Rzeszowską jako mgr inż. i zawodowy pilot samolotowy.
Tak, byłem z siebie dumny, cieszyłem się niesamowicie, że zrealizowałem swoje marzenie, więc czym prędzej rozesłałem swoje CV do firm lotniczych na całym świecie. Na sporo ponad 100 wysłanych maili (ciekawostka przyrodnicza – w Kijewie Królewskim w 2002 roku był „już” dostępny internet dzięki Neostradzie), otrzymałem 2 odpowiedzi, które niestety nie były optymistyczne… Zarejestrowałem się w urzędzie pracy jako bezrobotny, ale na szczęście nie dokonałem drenażu kieszeni podatników, gdyż wkrótce podjąłem pracę w porcie lotniczym w Bydgoszczy jako dyżurny-operacyjny. Praca naziemna, ale na szczęście związana z lotnictwem, więc o tyle dobrze… Po niespełna trzech latach dbania o bezpieczeństwo operacji lotniczych na bydgoskim lotnisku odebrałem „ten” telefon – zadzwonił kolega, z którym razem studiowaliśmy i potrzebował kogoś do latania „na już”. Moja decyzja mogła być tylko jedna, więc po kilku dniach byłem w Krakowie i podpisywałem swoją pierwszą umowę o pracę na stanowisku „pilot”. Przyszły wówczas dobre, a nawet bardzo dobre czasy dla branży lotniczej i po kilku miesiącach otrzymałem jedną, drugą i kolejną propozycję pracy, i to w liniach lotniczych, na dużych, rejsowych samolotach. Zdecydowałem się na Eurolot, ale jednak pojawiła się bardzo niespodziewanie jeszcze jedna opcja – latanie na samolocie biznesowym Cessna 560XL. Po kilku nieprzespanych nocach rozmyślań zrezygnowałem z dalszego szkolenia w Eurolocie i poleciałem do USA, gdzie wyszkoliłem się na w/w samolot. Pracowałem na nim niemalże trzy lata, po których trafiłem do firmy Jet Service, która zmieniła nazwę na Blue Jet, a obecnie zwie się Jet Story i pracuję tutaj do dziś – aktualnie na samolocie Challenger 300. Europejska i amerykańska licencja liniowa dają mi możliwość pilotowania każdego samolotu cywilnego, po uprzednim przeszkoleniu na konkretny typ. Mam wielki zaszczyt oraz przyjemność latać z wyjątkowymi pasażerami, wśród których byli prezydenci, królowie, księżniczki i książęta, biznesmeni, gwiazdy sportu, muzyki oraz filmu. Kapitańskich obowiązków jest sporo, a odpowiedzialność niemała, więc tym bardziej cieszę się ogromnie, gdy wysiadający pasażer mówi: „Dziękuję za bezpieczny i przyjemny lot”. To oczywiście słowa uznania dla wszystkich koleżanek i kolegów z załogi, a także dla licznego grona osób pracujących na ziemi. Odwiedziłem wiele państw, wiele miast i mnóstwo lotnisk, podczas pracy mam rewelacyjne widoki „zza biurka”, współpracuję ze świetną załogą na pokładzie i na ziemi, więc… po prostu lubię tę robotę!
Mój drugi zawód to „manager sportowy”, a dyplom otrzymałem po ukończeniu stosownego kursu i zdaniu egzaminu w murach Polskiej Akademii Sportu w Warszawie. Był to zaczątek mojej współpracy z Aeroklubem Polskim, a tym samym również z Samolotową Reprezentacją Polski i wieloma zawodnikami innych dyscyplin lotniczych – mistrzami Polski, mistrzami Europy, mistrzami świata i mistrzami igrzysk lotniczych. Mówiąc krótko – z Legendami polskiego i zarazem światowego sportu lotniczego. Jakiś czas temu, jako właściciel Air Sports Promotion, zainicjowałem plebiscyt lotniczy CUMULUSY i podejmuję wiele innych działań służących promocji lotnictwa sportowego, zwłaszcza polskiego.
Lubię poszerzać horyzonty, dlatego ukończyłem również kurs „manager artystyczny” organizowany przez EMTG w Warszawie.
Prywatnie – no cóż, dzięki Mamie i Tacie pojawiłem się na tym świecie, więc dla Nich pierwsze i największe podziękowania „za wszystko”. Siostra Basia, babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynki, kuzynowie – dla Nich kolejne słowa wdzięczności. Jest nas niemalże 40 osób, więc na imieninach bywa wesoło . Uwielbiam gorzką czekoladę, sok grejfrutowy i marchwiowy. Nie pijam kawy ani alkoholu, papierosy też mogą dla mnie nie istnieć… Podoba mi się język włoski i mam nadzieję, że niedługo będę już swobodnie się nim posługiwał. Uważam, że ćwiczyć należy ciało, umysł i duszę, więc podejmuję działania, które temu służą. Moje drugie imię to „spokój”, a trzecie „cierpliwość”. Prawda, pokora, szczerość, uczciwość, szacunek dla drugiego człowieka – to moje życiowe drogowskazy. Przez 6 lat podstawówki grałem na akordeonie, lubię muzykę i to bardzo różną, ale bywają też dni, kiedy najchętniej słucham ciszy. Interesuje mnie wszystko, co jest związane z marketingiem, promocją oraz managementem sportowym i artystycznym, więc doskonalę powiązane z tym kompetencje. Kibicuję każdemu polskiemu sportowcowi, a swego czasu sporo grałem w tenisa stołowego, siatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną.